niedziela, 26 kwietnia 2015

Na ursynowskim bazarze nie jest kolorowo, bieda tutaj piszczy...


…ale nie ma co się martwić, musisz podnieść się ze zgliszczy!

Wczoraj próbowałem swoich sił w handlu bezpośrednim i od razu zdecydowałem się na poziom trudności ani łatwy, ani średni, tylko z grubej rury, czyli ekspercki. No i tak znalazłem się na ursynowskim szafingu - inaczej wymienialni, ciuchowisku, babskim targu, etc. - z tandetną 'biżuterią' w dłoniach…




Nie czekałem, aż klienci przyjdą do mnie: to ja wyszedłem do nich z potrzeby konfrontacji. Niestety na sam szafing nie przyszły porażające tłumy, a niektórzy 'sprzedawcy' straszyli cenami, a kupujący pustym portfelami - a więc było bardzo źle. Nikt nie kupował, a jedyne, co dało się usłyszeć, to komentarze, jak domniemam skierowane w moim kierunku, w stylu: "Czuję się jak na Różycu w latach 90."

Eksperyment, performance, zaczepki, czoło i kark spalone na czerwono - tak to mogę podsumować.
Bowiem wynik mojego handlu to 0 PLN przychodu do kasy "1000 PLN Projekt". Na domiar złego poprzeczka tego projektu została podniesiona, bo podczas szafingu była możliwość jazdy próbnej samochodem hybrydowym i taki właśnie teraz chcę, czyli potrzebuję…

65 tys.

pengi naszej polskiej kochanej!!!


Ursynów, pozdro na rejonie!















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz